Poeta mikrofonu (cz. 2)

Poeta mikrofonu (cz. 2)

MEKSYK – 1968

Meksyk, 1968 rok – to było dla biegaczy straszne. Miasto i stadiony leżały mniej więcej na wysokości Kasprowego Wierchu, czyli około 2 tysięcy metrów n.p.m. Wyniki w biegach długich były fatalne. Sprinterzy nie mogli oddychać i ledwo dobiegali do mety. Mimo to, nasza wspaniała sprinterka Szewińska zwyciężyła na dystansie 200m i zajęła trzecie miejsce na 100m. Ale to były jedyne nasze medala lekkiej atletyce. W sumie 18 medali, w tym 5 złotych to wcale niezły wynik.

.

A przecież Waldemar Baszanowski (1937-2011) i Jerzy Kulej (1940-2012) zdobyli tam powtórnie złote medale (pierwsze były w Tokio-1964). I nasze dziewczyny zebrały medale bronzowe w siatkówce. Nasi przywieźli 18 medali, w tym 5 złotych. W Meksyku miałem przyjemność porozmawiać z jednym z największych biegaczy w historii – Bikilą Abebe (1932-1973). To Etiopczyk, który wygrał olimpijskie maratony w Rzymie (na bosaka) i w Tokio. W Meksyku Abebe nie ukończył biegu.

Waldemar Baszanowski był chorążym naszej reprezentacji na trzech olimpiadach. Pozostaje on jednym z najlepszych sztangistów na świecie. Bił on rekordy świata 24 razy i oprócz dwukrotnego zwycięstwa na Igrzyskach Olimpijskich, zdobył 5 złotych medali na mistrzostwach świata. Swoje treningi rozpracował metodycznie i nazywano go profesorem sztangi.

.

METEORYTY MŁODOŚCI

Młody, zaledwie 21-letni Ryszard Tomczyk był prawdziwą rewelacją mistrzostw Europy “Madryd-1971”. Trenując w BKS Bolesławiec na Dolnym Śląsku osiągnął technikę, jakiej pozazdrościć mogłoby mu wielu doświadczonych bokserów. Tomczyk był znakomity: szybki, bojowy i ten potężny cios. Oby więcej takich talentów! Kiedy zdobył mistrzostwo Europy w stolicy Hiszpanii, kibice i bokserzy szaleli z radości. Nie tylko świetnie boksował mądrze zasłaniając się przed ciosami, ale sam je mocno i celnie zadawał. Było jeszcze coś dodatkowego w jego walkach: całkowity spokój i znakomite skupienie. Skąd on to bierze i co myśli wychodząc na ring? Czy w ogóle ma tremę?

.

1. Ryszard Tomczyk – toreador z Madrytu; 2. Na prawo – Wojciech Fortuna.

W Sapporo Tomaszewski był świadkiem pierwszego polskiego złota na zimowych igrzyskach. – Idealne wybicie, długi lot. Zdawało się, że po prostu zaprzeczył prawom ciążenia. Płynął w powietrzu i płynął, gdzieś hen daleko, by ostatecznie wylądować na 111. metrze – tak relacjonował drugi skok Wojciecha Fortuny w 1972 roku.

.

MONACHIUM – 1972

.

1. Inżynier górnictwa Hubert Kostka był jednym z najlepszych bramkarzy w historii polskiego piłkarstwa. Jego udziałem też było zwycięstwo naszej drużyny na tej olimpiadzie. 2. Grzegorz Lato, jak mówiono – już w chłopięcych latach biegał szybciej niż myślał. Dwa lata po igrzyskach w Monachium drużyna polska zdobyła srebrny medal na mistrzostwach świata i Grzegorz Lato został królem strzelców.

.

Na jubileuszowej, XX-tej olimpiadzie obserwowaliśmy dziwne wyniki sprintów. Na 100 i 200 metrów wygrał 23-letni Rosjanin Walerij Borzow. To była wielka niespodzianka. A Borzow po prostu był szybki. Mknął, przesuwał się ciągle do przodu jak mrówka. Tam zwyciężyła jedenastka orłów Kazimierza Górskiego. Strzelec Józef Zapędzki zdobył złoty medal, już drugi, bo pierwszy był na olimpiadzie w Meksyku. Dla nas to było dobry rok – 21 medali, w tym 7 złotych i siódme miejsce wśród uczestniczących państw.

.

Józef Zapędzki, w Monachium został mistrzem olimpijskim juz po raz drugi (pierwszy zloty medal osiagnal na poprzedniej olimpiadzie w Meksyku). Zapamietal mocno ten dzien: “… Wesołe jest życie staruszka, przynajmniej jest co wspominać. (..) Miałem 14 lat, jak hitlerowcy wzięli mnie na roboty, do fabryki maszyn w Zawierciu. I bardzo często było mordobicie od Niemca… Ojciec zginął w 1945 roku w Dachau, dwa dni przed wyzwoleniem obozu przez Amerykanów. To jak potem dorwałem się do sportu – o Boże, to było to. W 1972 roku, w Monachium, mój medal miał wymiar symboliczny. Jako oficer Wojska Polskiego stałem 1 września na podium i słuchałem naszego hymnu, 20 kilometrów od miejsca, gdzie zginął mój ojciec”. To są takie ciekawe kawałki życia. Nastepne 9 medali Zapędzki zebrał na kolejnych mistrzostwach świata i Europy, a w swojej dlugiej karierze był 23-krotnym mistrzem Polski.

.

MONTREAL – 1976

.

Montreal był wyjątkowo szczęśliwy dla Polski, zajęliśmy tam szóste miejsce w ogólnej klasyfikacji z rekordową liczbą medali – 26 (wliczając 7 złotych). Oprócz kolejnego złota dla Ireny Szewińskiej, Jacka Wszoły w skoku wzwyż i Tadeusza Ślusarskiego w skoku o tyczce. Furorę zrobili siatkarze pod wodzą Huberta Wagnera (1941-2002) zwanego “katem” bo wyciskał im siódme poty na treningach. Przygotował ich tak, że w piątym secie żadna drużyna nie dorównała kondycyjnie naszym siatkarzom.

.

Bokserzy znowu przywieźli 6 medali. I pierwsze złoto dla Polski w pięcioboju nowoczesnym – Janusz Peciak. A srebro przywiozła drużyna kolarzy na czele z Szurkowskim oraz reprezentacyjna jedenasta w piłce nożnej. Największą sensacją tych igrzysk była 14-letnia Nadia Comăneci; młodziutka Rumunka zdobyła 5 medali, w tym trzy złote.

.

1-2.. Janusz Peciak i pięciobój; 3. Król rowerowych szos – Ryszard Szurkowski.

Montreal-1976 to wielki bieg Szewińskiej na 400 metrów. Złoty medal i rekord świata. Gdy przestawiła się na 400 metrów, to w pewnym momencie wyraziłem wielki niepokój: co teraz będzie? A ona nagle cudownie zafiniszowała i zdobyła zloty medal. Miała jednak do mnie żal i powiedziała: “O, pan nie wierzył we mnie!”. A ja na to: “Po prostu bałem się o panią”.

Niezapomniana złota pani Irena (1946-2018)

.

MOSKWA – 1980

.

1 W. Kozakiewicz zdobył złoty medal i pobił jednocześnie rekord świata, skacząc na wysokość drugiego piętra (5.78m); 2. J.Kowalczyk na koniu Artemor, który też miał swój udział w tym zwycięstwie.

Igrzyska olimpijskie w Moskwie były moimi ostatnimi. Nasi zawodnicy zdobyli 32 medale, ale tylko trzy złote: Władysław Kozakiewicz w skoku o tyczce, Jan Kowalczyk w jeździectwie i Bronisław Malinowski w biegu 3,000 metrów z przeszkodamie. “… Tam właśnie widziałem najwspanialszy bieg w życiu – złoto mojego przyjaciela Bronisława Malinowskiego. Po raz pierwszy zobaczyłem Bronka na mistrzostwach Europy w Helsinkach, w 1971 roku. Od razu wpadł mi w oko: było widać od razu, że wyrośnie z niego wielki zawodnik. Biegał nie przez przeszkody, tylko na płaskim dystansie. Bojowy, biegający siłowo, niesłychanie waleczny. Potem rozsądnie przeniósł się na 3 km z przeszkodami. Najpierw wywalczył srebrny medal na igrzyskach w Montrealu. Następnie wygrał jeszcze mistrzostwo Europy w Pradze i srebrny medal na olimpiadzie w Montrealu“.

Ojciec naszego medalisty, Atanazy Malinowski walczył pod Monte Cassino i podczas wojny poznał Szkotkę Irene Dowell. Pobrali się i zamieszkali niedaleko Grudziądza, na drugiej stronie Wisły. Mówiono, że Bronisław odziedziczyl po ojcu fantazję a po matce – szkocki upór.

Natomiast w Moskwie finał należał do Malinowskiego i uciekającego przed nim przez cały dystans zawodnika z Tanzanii – Gilberta Bai. To był mój ostatni, pożegnalny reportaż z igrzysk. Od początku Bronek był daleko za Bai. Ale ja znałem go bardzo dobrze; okrążenie za okrążeniem, metr po metrze Bronek się zbliżał do prowadzącego. To był cały Malinowski – niesłychana żywotność, dzielność, wiara w siebie. Na przedostatniej przeszkodzie – rowie z wodą – Bronek cudownie wyszedł na prowadzenie. Coś niesamowitego! Na mistrzostwach Europy w Pradze Bronek dał mi prezent za naszą przyjaźń – plakietkę reklamującą następne mistrzostwa, które miały się odbyć w Atenach w 1982 roku”. Niestety, do Grecji już nie dojechał. We wrześniu 1981 zginął na moście w Grudziądzu na skutek czołowego zderzenia z ciężarówką, która wjechała na jego pas.

*

Redaktor Bohdan Tomaszewski był wielkim entuzjastą sportu i jego fantastycznym propagatorem. Chociaż specjalizował się w tenisie, to najwiekszą popularność zdobył relacjonująć wyścigi kolarskie i oczywiście lekką atletykę. Dysponował ogromną wiedzą i właściwie żadna dyscyplina sportu nie miała przed nim tajemnic.

On stworzył nowy styl reportażu radiowo-telewizyjnego, nakreślał szerszą perspektywę wokół zmieniających się wydarzeń. Bohdan Tomaszewski zawsze dbał o poprawną polszczyznę i odpowiedni styl. Pomogły mu w tym książki Sienkiewicza oraz innych klasyków naszej literatury. Dodatkowo, żona zachęciła go do czytania dobrej poezji. Proste, krótkie zdania, zamierzone powtórzenia. Emocje tłumił intelektualną refleksją i rzetelną informacją. Dlatego jego komentarze były wyważone. W 2001 roku przyznano mu tytuł Mistrza Mowy Polskiej. Zwycięstwa polskich zawodników przyjmował bez nadmiernej ekscytacji, a ich porażki traktował ze zrozmumieniem. Nigdy o sportowcu nie powiedział, że walczył źle, raczej wolał doceniać klasę przeciwnika. Był mistrzem elegancji. Klasa i szyk, ktora juz odchodzi bezpowrotnie…

Tomaszewski był człowiekiem, który przez dziesiatki lat podtrzymywał na duchu naszych sportowców, a miliony zaraził entuzjazmem do sportu. Sam bowiem był jego wielkim pasjonatem: „Sport sam sobie jest piekny, niczego nie trzeba dodawać. Jest aktem dzielności i poświęcenia. Pozbawiony bezinteresowności, przestanie być sportem a cyrkiem się stać nie może. Sport jest demokratyczny i sprawiedliwy, chociaż jego istotą jest rywalizacja i wola walki.” Sam kiedyś powiedział, że to nie on umacniał sportowców ale przeciwnie – swoją ciężką pracą na treningach i poświęceniem to właśnie sportowcy dodawali mu energii i obdarzali młodością.

.

1. Syn Tomasz poszedł w ślady ojca i też jest dziennikarzem sportowym; 2. Po kolejnym etapie na Wyścigu Pokoju – z Ryszardem Szurkowskim, który wyznal że “Kolarstwo to czar“.

On kochał sportowców, a sportowcy jego, o czym świadczą ich opinie. “To był wielki patriota, dżentelmen i elegant, którego cechowała wysoka kultura osobista. Przez kilka dekad był jedną z najwspanialszych postaci związanych ze sportem. Prawdziwy humanista o wspaniałym życiorysie, który wprowadził do sportu inny wymiar.” Tak to zwięźle ujął Ryszard Szurkowski: Chcieliśmy dorównać wynikami do mistrzostwa jego słów. (…) Tomaszewski był działaczem Polskiego Komitetu Olimpijskiego i licznych związków sportowych. Należał do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jego rozległa wiedza, nie tylko z dziedziny sportu, powodowała, że tak pięknie potrafił opisywać rywalizację na stadionach świata. Przez długie lata zachwycał kibiców relacjami, zwłaszcza radiowymi. Był wzorem dobrego dziennikarstwa, wielkim erudytą, który jednak sportowców traktował z niespotykaną życzliwością”. Nie mówił o tabelach, wynikach ale o tym co jest w człowieku gdy pokonuje siebie w sportowych zmaganiach. Podróżując po świecie, Tomaszewski często myślał o Polsce. “… Najpiękniejszym krajem zawsze wydaje mi się Polska, co jest zrozumiałe, gdyż własny kraj jest jak twarz najbliższej osoby. Lecz nawet najblizszych czasem opuszczamy, a przykrość rozstania wynagradza radość powrotu” – wspominał w jednej z książek.

.

Tomaszewskiego nazywano ostatnim romantykiem sportu, inni mówili, że był arystokratą polskiego dziennikarstwa sportowego. Sam przyznaje, że nie zawsze pojmuje i nie godzi się na to, w jakim kierunku zmierza sport. Pęd do sławy, pieniędzy otworzył w młodym człowieku takie cechy jak chciwość, zachłanność. “Czy to normalne, żeby idole stadionów, ringów i kortów zarabiali podczas jednego turnieju więcej, niż najwybitniejsi uczeni i pisarze przez całe życie?” – pytał. “Dlatego boks zawodowy to dla mnie obcy, daleki świat”. Te zasady przejął jego syn Tomasz, też dzienikarz sportowy. Zareagował ostro, gdy znany polski tenisista wyjechał z Polski i – zarobił pierwszy milion – powiedział, że w Polsce nie warunków aby się rozwinąć trenując w szopach. Tomaszewski junior odpowiedział elegancko, w stylu swego ojca: “Mam nadzieję, że ten znakomity tenisista się przejęzyczył. Bo co mają mówić pielegniarki czy nauczyciele pracujący za niewielkie pieniądze?

Bardzo ceniona w sporcie nagroda “Fair Play” (Uczciwa gra)

Właściwie, to Bohdan Tomaszewski nigdy nie przestał uczyć się sztuki komentowania. Odwołując się do intelektualnych refleksji, nie szedł śladem bezmyślnych krzyków i tanich emocji. „Ja dopiero po wielu latach pracy z mikrofonem zrozumiałem, że najważniejsza w tym zawodzie jest CISZA. Nadmiar słów może zgubić najlepszego komentatora, a gadulstwo to rzecz nieznośna” – mówił w jednym z wywiadów.

.

Co roku organizowane są międzynarodowe młodzieżowe turnieje im. Bohdana Tomaszewskiego.

Na koniec krótki fragment z książki B.Tomaszewskiego zatytułowanej “Do ostatniego tchu“. Współżycie trenera i zawodnika jest bliskie, znają się nawzajem, rodzi się przyjaźń. Niekiedy i wśród przyjaciół zdarzają się nieporozumienia. Umiejętność przezwyciężania konfliktów jest podobno miarą przyjaźni. Nie deklarować pięknych słów, ale dyskretnie wcielać ideały w życie. Młodzież nie lubi górnolotnych słów. Ale co najlepiej wychowuje młodzież w klubie? Nie słowa, lecz czyny. Po prostu przykład rzetelnej postawy. Działacz albo trener powinie być surowy, nawet czasem twardy, ale niech chodzi po ziemi. On musi imponować młodzieży: znajomością sportu, wiedzą, czasem własną przeszłością sportową. Zawodnicy muszą po prostu wiedzieć, że to jest człowiek, który dotrzyma słowa jeśli coś obieca; że za jego słowami stoi prawda. Najpierw powinien zdobyć autorytet dzięki osobistym walorom. Młodzież nasza jest z natury dobra. W istocie młodemu człowiekowi imponuje ktoś prawdomówny, dzielny, twardy ale sprawiedliwy. Nie trzeba wymyślać niczego nowego. Mnie się wydaje, że cały proces wychowawczy w naszym sporcie zależy od takich trenerów i działaczy, którzy są dobrymi wychowawcami. Wtedy wychowanie przez sport przebiega prawidłowo.

.

Początki dziennikarstwa i ostatnie lata

Relacjonując przed laty igrzyska olimpijskie „Tokio-1964” red. Tomaszewski nie przewidział, że powrócą tam one w zniekształconej formie – w maskach i bez publiczności. Wielki znawca sportu nie dożył tegorocznych igrzysk, które byłby dla niego wielkim szokiem. Czy to już koniec normalnych olimpiad? Może to jest obraz ginącej idei olimpijskiej … Bohdan Tomaszewski powidział kiedyś, że „… Idea olimpijska nie może umrzeć. Można wiele niedobrego mówić o człowieku i o współczesnym świecie, ale nie wszystko stracone. Gdzieś są elementy dające nadzieję. Trzeba o tym mówić, trzeba się tym cieszyć i trzeba to propagować.

.

Olimpiada w Tokio dwa razy: w roku 1964 (z lewej strony) i na prawo – 2021.

.

*

Mistrzostwo kreską rysowane

Jak wspomnieliśmy w poprzednim odcinku, do artykułu dołączone są ilustracje Edwarda Ałaszewskiego (1908- 1983). Był on wychowankiem łódzkiego Klubu Turystów i lubił rysować od najmłodszych lat. Talent artystyczny rozwinął w III Gimnazjum (dziś LO) i już w dzieciństwie wciągnął się do sportu. Chodził na łódzki stadion oglądać mecze, wraz ze swoim ojcem, siostrą i bratem. Po skończeniu szkoły średniej wyjechał na studia i skończył Centralny Instytut Wychowania Fizycznego czyli późniejszą AWF na Bielanach. Był utalentowany sportowo, uprawiał kilka dyscyplin. Rozpoczynał karierę jako piłkarz i występował w kilku klubach – ŁKS Łódź, Wisła Kraków, Polonia Warszawa jako napastnik a póżniej bramkarz.

Drużyna “Wisły” Kraków z 1933 roku. Ałaszewski jest czwarty od lewej w dolnym rzędzie.

W 1937 roku podjął pracę w Ambasadzie Polskiej w Belgii, gdzie pomagał emigrantom zajmując się sprawami sportu młodzieży polonijnej. Rysował również dla belgijskiej prasy. Tam zastała go wojna, walczył w oddziałach polskich na Zachodzie. Po kapitulacji Francji był więźniem obozu jenieckiego. Trafił do niewoli. Po wojnie powrócił do Polski. Pierwszą pracę w powojennej Polsce podjął w Jeleniej Górze. Realizował się twórczo, ale myślami wciąż był blisko sportu. W 1950 roku rozpoczął się kolejny Wyścig Pokoju. Edward Ałaszewski zaczął pracę dla Przeglądu Sportowego i stworzył karykatury kilkunastu zawodników z tej największej na świecie imprezy kolarstwa amatorskiego. Sport był jego dozgonną miłością, ale trenerem nie został. Ałaszewski był znakomitym karykaturzystą. Zadebiutował w “Przeglądzie Sportowym” w 1935 r. Od 1950 r. współpracował z wielocza pismami, rysował karykatury znanych sportowców i trenerów, ale też postaci z życia publicznego.

Wiele rysunków poświęcił zawodnikom swego ulubionego ŁKS-u

Narysował także wszystkich ówczesnych czołowych piłkarzy świata – Cruyffa, Di Stefano, Jaszyna, Pelego, Puskasa oraz wielu zawodników łódzkiego ŁKS-u. Edward Ałaszewski zwykł mawiać “piłkarz w akcji jest jak baletnica, ciągle inny, ciągle w ruchu, to taki piłkarski balet”. W 1975 roku na III-ciej Międzynarodowej Wystawie Humoru Sportowego i Karykatury w Anconie zdobył srebrny medal.

W sumie wykonał ponad 20 tysięcy rysunków. Artysta ten wystawy swoich prac miał m.in. w Berlinie, Pradze, Mediolanie, Rzymie. Karykatury jego autorstwa publikowało wiele gazet w Polsce. Fascynowało go piękno ruchu w sporcie i te momenty postanowił utrwalać w swoim szkicowniku. Za granicą można było je ujrzeć w dziennikach bułgarskich, czechosłowackich, niemieckich, włoskich i radzieckich. Rysunki jego cechowała rzadko spotykana zwięzłość formy. Lekko, paroma posunięciami ołówka, potrafił przekazać charakterystyczne rysy twarzy i sylwetkę osoby. Zmarł w wieku 75 lat w rodzinnej Łodzi i tam jest pochowany. Ale pozostały te chwile sportowego wysiłku, które on uchwycił po mistrzowsku kilkoma kreskami.

1. Wilma Rudolph, gwiazda olimpiady w Rzymie; 2. Sprinter Armin Hary; 3. Daniela Tarkowska-Jaworska z koleżanką na stadionie. Medalu nie zdobyła, ale rysunek znakomicie oddaje marsz w duecie.

____________

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Translate »