Poeta mikrofonu (cz. 1)

Poeta mikrofonu (cz. 1)

Kilka dni po zakończeniu tokijskiej olimpiady minęła 100-tna rocznica urodzin Bohdana Tomaszewskiego (1921-2015), który jeszcze za życia był legendą dziennikarstwa sportowego. Tutaj trzeba podkreślić, że skupił się na jednej dziedzinie, czego mogliby się nauczyć „nowocześni” dziennikarze piszący o wszystkim i o niczym. Redaktor Tomaszewski nigdy nie przestał się uczyć sztuki komentowania, chociaż był profesjonalistą w pełnym słowa znaczeniu. W swoim zawodzie przepracował ponad 65 lat, a w latach 1956-1980 przesyłał do kraju reportaże z 12 olimpiad (siedem letnich i pięć zimowych). Dlatego między innymi historia polskiego sportu jest nierozerwalnie związana z jego osobą. Komentował wielkie triumfy Krzyszkowiaka, Szewińskiej oraz innych Polaków, a jego niektóre cytaty do dzisiaj są wspominane.

.

Ale jego niebywała aktywność nie ograniczała się do olimpiad. Gdy na szosach Polski, NRD i Czechosłowacji mknęły peletony Wyścigu Pokoju, regularnie napływały najnowsze wiadomości z trasy. Nie było jeszcze telewizji, dlatego przez radio rozlegał się charkterystyczny głos Tomaszewskiego: „Halo tu helikopter, tu helikopter!” i miliony zbierały się przy radioodbiornikach by się dowiedzieć jak tam nasi jadą i który z kolarzy prowadzi na etapie. A przecież były jeszcze inne sporty, jak ciesząca się ogromną popularnością piłka nożna. Wyobraźmy sobie jak wielką radość, gdy na mistrzostwach Europy w boksie Polacy zdobyli 9 medali w tym 5 złotych! Sport dodawał otuchy i sił gdy trzeba było odbudowywać Polskę, podnosić się z wojennych ruin. Dzisiaj te sprawy się bagatelizuje, ale to już inny temat. Ludzie, których Tomaszewski poznał w swoim bogatym życiu, są legendami sportu i z wieloma spośrod nich połączyła go nić serdecznej przyjaźni. Za sprawą wspomnień Tomaszewskiego oczami wyobraźni widzimy fantastyczne biegi, heroiczną walkę na bieżni i bohaterów wszystkich lekkoatletycznych stadionów świata.

.

Halina Konopacka zdobyła pierwszy złoty medal w historii polskiego sportu (Amsterdam – 1928). Na prawo: Uczestnik 4 zimowych olimpiad i wicemistrz świata Stanisław Marusarz; w czasie wojny kurier tatrzański.

.

W tej plejadzie gwiazd sportu wykorzystamy notatki z książki B.Tomaszewskiego i Edwarda Ałaszewskiego p.t. “Sławy sportu w karykaturze i wspomnieniu”. Ałaszewski to mistrz, który za pomocą kilku kresek potrafił przekazać sedno talentów i charakteru wybranej postaci. Jemu też poświęcimy trochę więcej miejsca przy końcu artykułu.

Bohdan Tomaszewski urodził się 10 sierpnia 1921 roku w Warszawie. Był synem inżyniera Wacława Tomaszewskiego i Janiny z Czaykowskich. Od dziecka wykazywał zamiłowanie do sportu. Był dobrze zapowiadającym się tenisistą. W roku 1936 roku wstąpił do sekcji Wojskowego Klubu Sportowego „Legia” w Warszawie i zdobył wicemistrzostwo Polski juniorów. Karierę sportową przerwała II-ga wojna światowa.

.

“Biegi w mojej wieloletniej pracy reporterskiej odgrywały ogromną rolę – zaczął pan Bohdan Tomaszewski. – Zrobiłem masę relacji z lekkiej atletyki. Był to dla mnie pierwszy sport obok tenisa. W międzyszkolnym klubie, jako 10-11-letni chłopiec, grałem w piłkę nożną, ale uprawiałem też lekką atletykę. Jeśli chodzi o dłuższy dystans, też jakoś dawałem sobie radę. Za to w sprincie na 50-60 metrów byłem fatalny. Brakowało mi szybkości. Pierwszym biegaczem i od razu wielkim, którego widziałem w czasie treningu był Janusz Kusociński, z zawodu ogrodnik. Grywaliśmy w piłkę z kolegami w ogrodzie, gdzie obok rozciągały się Pola Mokotowskie. Któregoś dnia zobaczyłem, że skrajem tego pola biegnie jakiś nieduży i niepozorny facet w granatowym dresie z napisem na plecach “Warszawianka”. Pojawiał się przy barierce naszego boiska, oddalał się, robił 2-kilometrowe kółko i po jakimś czasie znów go widzieliśmy.

.

Kusociński słynął z niebywałego uporu w czasie trenintu i podczas walki na bieżni. Ustanawiał rekordy świata a w wieku 25 lat dostał sie do finału olimpijskiego na dystansie 10 km. Wtedy poczuł ból, gdyż kolec jednego pantofla ranił mu stopę. Biegu jednak nie przerwał i wygrał złoty medal. Gdy dotarł do mety i zdjął obuwie, z uszkodzonego pantofla ciekła krew.

.

Przerwał taśmę mety i zdjął pantofel, z którego popłynęła krew…

.

” Później miałem zaszczyt poznać “Kusego” osobiście i nawet wielokrotnie z nim rozmawiać. Pod koniec wiosny 1939 roku mówił mi, że jego marzeniem jest wystąpić na najbliższej olimpiadzie w Helsinkach w 1940 roku. Chciał wystartować w maratonie. Niestety, przyszła wojna. Podczas okupacji “Kusy” włączył się w ruch oporu i w marcu 1940 został aresztowany przez gestapo. Zrodziło się napięcie, czy nas nie wyda, ale Ignacy Tłoczyński, który był szefem naszej siatki, powiedział: “Ja znam go najlepiej. Będą go katować, ale on nikogo nie wyda!”. Niemcy przez kilka miesięcy Kusocińskiego torturowali a następnie rozstrzelali w Palmirach, na skraju Puszczy Kampinoskiej. Faktycznie, nikogo nie wydał; miał 33 lata i widoki na wielką karierę. Dlatego, zanim lekkoatleci rozpoczną walkę w memoriale Jego imienia, najpierw jadą do Palmir, by złożyć tam kwiaty i stanąć na baczność przed grobem”.

.

Groby w Palmirach świadczą o niemieckim okrucieństwie. Tam w pierwszym roku wojny okupanci rozstrzelali prawie 2 tysiące Polaków.

A Tomaszewski w okresie okupacji niemieckiej Tomaszewski pracował jako rikszarz i studiował w tajnej Szkole Głównej Handlowej. Włączył się do działań Związku Walki Zbrojnej (późn. Armia Krajowa). Uczestniczył w powstaniu warszawskim. Po klęsce powstania przebywał w obozie w Ożarowie. Po wojnie pracował w Biurze Traktorów Rolnych w Warszawie i – za namową przedwojennego komandora marynarki, Aleksandra Jacynicza – wyjechał na Ziemie Odzyskane.

.

Szczecin 1947: 1. B.Tomaszewski z żoną i starszym synkiem; 2. Dzieci z Ligi Morskiej na ulicach Szczecina.

.

W październiku 1945 zamieszkał w Szczecinie i tam rozpoczął wielką przygodę z mediami. Został zatrudniony w redakcji „Kuriera Szczecińskiego” jako publicysta. Podczas manifestacji Trzymamy straż nad Odrą* w roku 1946 wspólpracował z Rozgłośnią Polskiego Radia w Szczecinie i roku był sprawozdawcą z I-wszych Igrzysk Sportowych Pomorza Zachodniego. Nie zapomniał też o swojej największej pasji – tenisie. Zorganizował międzynarodowy turniej tenisowy Szczecin-Budapeszt (1947) oraz turniej ogólnopolski.

* Zlot młodzieży pod nazwą “Trzymamy Straż Nad Odrą” zorganizowany został w Szczecinie na wiosnę 1946 roku. Pomysłodawcą był wojewoda szczeciński Leonard Borkowicz (polski patriota żydowskiego pochodzenia – tacy też bywają, chociaż naczęściej tylko jazgot parchów słychać). Celem było manifestowanie polskości Szczecina i Ziem Odzyskanych. W programie zaplanowano zawody sportowe, koncerty i paradę okrętów wojennych oraz żaglówek na Odrze. Na zlot przyjechało ok. 50,000 uczestników z różnych młodzieżowych organizacji – najwięcej harcerzy (15 tysięcy). W tym samym czasie odbyła się w Gdańsku sztafeta harcerzy i reprezentantów kilku innych organizacji np. byłych więźniów z koncentracyjnych obozów, kombatantów i wojskowych. W sztafecie uczestnicy przkazywali sobie kolejno pałeczkę, w której zamknięto wodę morską i ziemię z grobów załogi Westerplatte.

.

Słynny biegacz Paavo Nurmi wbiegł z olimpijskim zniczem na stadion w Helsinkach.

.

Do Warszawy Tomaszewski wrócił w roku 1948 i podjął pracę w „Expressie Wieczornym”. W Londynie odbywała się właśnie pierwsza powojenna Olimpiada z udziałem 59 państw. Wycieńczony naród wysłał tam tylko 24 reprezentantów, a jedyny brązowy medal zdobył Aleksy Antkiewicz, pięściarz z Gdańska. W następnych Igrzyskach Olimpijskich (Helsinki – 1952) były już 4 medale i pierwsze dla Polski złoto po wojnie wygrał Zygmunt Chychła (też w boksie).

.

1. Zygmunt Chychła; 2. Teodor Kocerka.

Antkiewicz zdobył swój drugi medal, srebrny. Dwa pozostałe medale w Helsinkach przyniosła nam gimnastyka (Jerzy Jokiel) i wioślarstwo (Teodor Kocerka – drugi olimpijski medal zdobył po 8 latach w Rzymie). Rok przed XVI-tą Olimpiadą, Tomaszewski zaczął współpracować z redakcją sportową Polskiego Radia w Warszawie jako sprawozdawca i komentator.

*

„Wkrótce potem były moje pierwsze igrzyska w MELBOURNE. Znicz zapalał młodziutki Australijczyk Ron Clarke (1937-2015). On dostąpił tego zaszczytu, ponieważ wsławił się w jednym z biegów przed olimpiadą. Rywalizował z ówczesną sławą – Johnem Landym. Ten na finiszu potknął się i przewrócił. Jednak Clarke nie skorzystał z okazji, tylko zatrzymał się i pomógł podnieść się rywalowi. Wspaniały czyn! Australijczyk na zawołanie bił rekordy świata na 5 i 10 km oraz na milę, ale wciąż nie mógł zdobyć złotego medalu olimpijskiego. I chociaż w Tokio był faworytem na 10 km, to na dramatycznym biegu finalowym zdobył trzecie miejsce. Mimo to polubiłem Rona Clarke za jego rycerską postawę. To on wprowadził piękny zwyczaj – kiedy wygrywał, czekał na mecie i podawał rękę wszystkim rywalom. Wielki biegacz, wspaniały atleta. Z antypodów nasi zawodnicy przywieżli 9 medali a ten najważniejszy zdobyła tylko „złota” Ela Krzesińska”. W następnej olimpiadzie zdobyła swój drugi medal, srebrny.

Na ilustracjach: Ron Clarke i Elżbieta Duńska

.

“Podczas mojej pierwszej olimpiady miałem przyjemność poznać się bliżej z wielkim Emilem Zatopkiem. Na igrzyskach w Helsinkach zdobył on trzy złote medale – wygrał wszystkie długie biegi, łącznie z maratonem. Na królewskim dystansie wystartował też w Melbourne, ale przybiegł dopiero szósty. Karierę tam zakończył ale spotykaliśmy się jeszcze w Pradze, kiedy komentowałem kolejne Wyścigi Pokoju. Gościł mnie na obiadach i miał uroczą żonę Danę, która też była złotą medalistką w rzucie oszczepem. Świetne małżeństwo, a Emila zapamiętałem jako sympatycznego i dowcipnego człowieka. On umiał też przegrywać. Zawsze schodził z bieżni z podniesioną głową. Nauczyłem się tego, jako młody chłopak, od Kusocińskiego. W tym leży siła charakteru”.

.

1. Janusz Sidło przez ponad 20 lat należał do światowej czołówki oszczepników. Rekordzista Europy i świata, srebrny medalista olimpijski i wieloletni kapitan polskiej reprezentacji; 2. Emil Zatopek; 3. Wojciech Zabłocki trzykrotny medalista olimpijski, zdobywca 9 medali na mistrzostwach świata. Architekt z zawodu, absolwent krakowskiej AGH i po zakończeniu kariery sportowej wykładowca uniwersytecki.

.

Po latach Tomaszewski powtórzył podczas wywiadu: „Nie jest tak łatwo mieć mecz za meczem dobry. Przychodzi gorszy dzień. Musimy umieć przegrywać, bo wtedy będziemy zwyciężać. I przy mikrofonach, i na kortach, i na stadionach”. Jeśli chodzi o biegi w Melbourne, to fenomenem był Rosjanin Władimir Kuc. W przeciwieństwie do Rona Clarka, Kuc biegał brzydko, siłowo i nieestetycznie ale skutecznie: wygrał dwa biegi na 5 i 10 kilometrów.”

*

Rysunek z lewej strony: Ryszard Parulski – polski szermierz i działacz sportowy, z zawodu adwokat. Zdobywca srebrnego i bronzowego medalu we florecie. Po zakończeniu kariery sportowej założył fundację na rzecz byłych sportowców „Gloria Victis”. Na prawo – Zbigniew Pietrzykowski, najlepszy polski pięściarz, 3-krotny medalista olimpijski i 4-krotny mistrz Europy. Nazywany byl “rycerzem ringu” gdyż słynął z potężnego uderzenia, którego starał się nie stosować gdy walczył ze słabszym przeciwnikiem.

Jako już trochę bardziej zaawansowanego sprawozdawcę, wysłano mnie na olimpiadę do RZYMU w 1960 roku. W pewnym sensie to najpiękniejsze igrzyska z tych dwunastu, które widziałem. My, Polacy, kochamy Rzym, on jest piękny, cudowny. Jeszcze nie było polskiego papieża, a już coś było w tym mieście. Pogoda, atmosfera, piękne areny. I na tym stadionie niezapomniany Zdzisław Krzyszkowiak zdobył złoty medal na 3 km z przeszkodami. Po zaciętej walce wygrał z dwoma Rosjanami, a biegł bardzo pięknie: płynął nad przeszkodami, przechodził je lekko i jakby bez wysiłku. Był delikatny, ale i twardy, uparty. Wielki biegacz. Z Polaków świetnie spisał się także Kazimierz Zimny, który wywalczył brąz na 5 tysięcy metrów. To była urocza postać, cudownie uzupełniał Krzyszkowiaka i Chromika.

.

Zdzislaw Krzyszkowiak – mistrz olimpijski z Rzymu i (po prawej stronie) jego trener Jan Mulak, teoretyk sportu, dziennikarz i twórca tzw. polskiego Wunderteamu. Jak nazwa wskazuje, była to cudowna grupa ok. 300 lekkoatletów, którzy w latach 1956-1966 bili rekordy Europy i świata zdobywając dużo medali na międzynarodowych zawodach.

.

W innych biegach w Rzymie doszło do dużej sensacji. Na 200 m faworytami byli Amerykanie, ale niespodziewanie wygrał Włoch Livio Berutti. Italia szalała z radości. Wśród kobiet zjawiskiem była Amerykanka Wilma Rudolph. Jak ona wygrywała na 100, 200 metrów i w sztafecie! Urocza Murzynka. Jedna z najpiękniej biegających sprinterek w historii. Miałem okazję osobiście ją poznać, gdy przyjechała na zawody do Warszawy.

.

Mówiono, że igrzyska w TOKIO w 1964 roku były pierwszą nowoczesną olimpiadą, na której czasy mierzono elektronicznie. Nasi na tej olimpiadzie wykazali zadziwiającą, już niepowtarzającą się w takiej skali szybkość. Niezapomniane wrażenie zostawiła zwycięska sztafeta naszych pań (4 x 100m): Teresa Ciepła, Halina Górecka oraz dwie fenomenalne 18-latki Irena Kirszenstein-Szewińska i Ewa Kłobukowska, która na ostatniej zmianie poszła jak burza. Wszystkie zasłużyły na brawa, ale bieg pani Ewy był wyjątkowy. Dodatkowo w indywidualnym biegu na 100 m zajęłą trzecie miejsce. Sztafeta męska (Marian Dudziak, Marian Foik, Wiesław Maniak i Andrzej Zieliński) też pobiegła świetnie – srebrny medal na tym samym dystansie: 4x100m.

To był triumf ekipy „papy” Stamma: 3 złote medale (Józef Grudzień, Jerzy Kulej i Marian Kasprzyk). Pośród zdobytych 23 medali aż siedem należało do naszych pięściarzy. Najdłuższy bieg zwyciężył “cesarz maratonów” – Etiopczyk Bikila Abebe (zdjęcie poniżej, z prawej strony). Był to jego drugi złoty medal, pierwszy zdobył cztery lata wcześniej w Rzymie (tam biegł na boso).

.

Ze wspaniałą panią Ireną poznaliśmy się przed olimpiadą w Tokio. Byłem na obozie lekkoatletów w Spale i na ławeczce siedziała młoda wysoka dziewczyna z czarnymi włosami. Ja już wtedy wiedziałem, że to Irena Kirszenstein. W Tokio jej występy były zachwycające. Póżniej miała lepsze i gorsze czasy, a po urodzeniu dziecka przeżywała kryzys i niektórzy przwidywali koniec jej kariery. A mnie trochę było żal tej dziewczyny i napisałem, że może ona jeszcze wróci. Tym razem to ja miałem rację.

.

[Ciąg dalszy w opracowaniu]

__________________

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Translate »