Nieznane Karty Warmińsko-Mazurskie
Następne fragmenty z książki “Za północnym kordonem” opisują atmosferę przedwojennego regionu Mazur i oddają atmosferę, w jakiej przyszło wtedy żyć Polakom. Pomimo przygnębiających nastrojów, jakie wtedy zdawały się panować nakłaniając do pogodzeniem się z utratą tych ziem – Jędrzej Giertych dostrzegał promienie nadziei, że kiedyś powróci tu Polska. Obserwował gwałtowne dozbrajanie się III-ciej Rzeszy, które musiało doprowadzić do wojny. A wtedy “W razie wyraźnej klęski Niemiec nic by nie stało na przeszkodzie załatwieniu sprawy Prus Wschodnich w myśl dziejowych dążeń Polski.”
Giżycko dzisiaj
Na wschodniopruskiej prowincji
1. Giżycko przed rokiem 1939; 2. Niedaleko Kętrzyna, już na początku wojny Niemcy rozpoczęli budowę ogromnych bunkrów, tzw. “Wilczy szaniec” (Wolfschanze) gdzie mieściła się główna kwatera wojenna Hitlera i dowództwa III-ciej Rzeszy.
Tu zachowała się najmocniej karność pruska, ten duch ślepego posłuchu wobec władzy państwowej, wobec szlachty, politycznych a nawet dziennikarskich autorytetów. To zadziwiający brak indywidualizmu, brak niezależności duchowej i wszechstronnego rozwoju dojrzałej osoby. Te minusy cywilizacyjne sa wszakże plusem politycznym i wojskowym dla państwa chcącego prowadzić politykę zaborczą. Przeciętny Prusak ma po prostu więcej zaufania do tego, co mu jest wbijane w głowę niż do swoich własnych oczu. Tak często zachwalany pruski duch organizacji jest w istocie niczym innym jak wyrazem instynktu stadnego u ludzi, którzy być może nie dorośli jeszcze do tego, aby stać się indywidualistami.
Kriegszeitung (Czas wojny) – napis w twierdzy Boyen (na terenie Giżycka) – niemożliwej do zobycia, tak przynajmniej myśleli.
Czynnik siły, potęgi państwowej i militarnej, ekspansywna prężność jest przedmiotem uwielbienia Prusaka. /.. / W tym pruskim kulcie siły tkwi też przyczyna pruskiej gburowości. W pruskim stosunku człowieka do człowieka przeważa chęć okazania się silniejszym. Stąd jego hardość, nieustępliwosć, ton opryskliwy i wyniosły, które tak nas w Prusakach drażni.
.
Ełk – wojska hitlerowskie wyjeżdżają na front, skąd wielu już nigdy nie powróciło.
Na pruskich Mazurach
Między krajem pogańskich Prusaków, a polskim księstwem Mazowsza leżała przed wiekami rozległa puszcza, niemal bezludna. W tę puszczę, już za czasow panowania krzyżackiego, wtargnął łąwą mazowiecki osadnik i zamienił ją na kraj zaludniony. Jest to kraj językowo tak polski, że niemal nie ma w nim zasiedziałego Niemca (zwłaszcza na wsi), który nie umiałby mówić po polsku. Niemcy twierdzą, że uczucia Mazurów są “kerndeutsch” a plebiscyt zdawał się to potwierdzić. Na Mazurach zakończył się on dla nas zupełną klęską. Tylko na Powiślu (22 wsie polskie w powiecie sztumskim i nienajgorsze rezultatyw pow. kwidzyńskim) miejscowa ludnośc głosowała za pozostaniem w granicach Polski.
Plebiscyt 1920: Znikomy procent miejscowej ludności głosował za przyłączeniem Powiśla, Warmii i Mazur do Polski. Nie wszyscy sobie zdają sprawę jaki cudowny zbieg okoliczności sprawił, że dzisiaj mieszkają tam wszędzie Polacy. Jeśli wierzyć w przypadki, a nie w Opatrzność… |
.
Wychodźcy polscy w Prusach Wschodnich
Pruski junkier (ziemianin) a nawet pruski gbur (zamożny chłop) bez polskiego robotnika nie obchodził się nigdy. Rąk roboczych, tanio opłacanych a zdatnych do twardej, prymitywnej pracy, do przerzucania gnoju, okopywania ziemniaków czy doglądania bydła zawsze był brak w Prusach Wschodnich/125. Toteż nic dziwnego, że do prawdziwie chłopskich robót, pogardzanych przez miejscową ludność, potrzebny tu jest robotnik zza kordonu. Robotnikowi temu od lat nie wolno się osiedlać w Prusach Wschodnich. Gdyby mógł zamieszkać tam, gdzie znajdzie pracę, wtedy poważnie zwiększyłby się udział odsetek polskiej ludności w Prusach. Liczne skupienia Polaków pojawiliby się wszędzie, gdzie jest większa własność rolna a więc nie tylko na Warmii, Mazurach czy Powiślu, lecz także w innych regionach.
.
Polacy trzymali się dzielnie na Powiślu (szczególnie regiony Sztumu i Kwidzynia).
Dlatego władze niemieckie wydały już dawno zakaz pozostawania polskich robotników rolnych w Niemczech poza okresem robót w polu. Od szeregu lat polska rzesza robotnicza wiodła tryb życia zbliżony do ptaków wędrownych. Z wiosna płynęła do niemiec a jesienią spływała znowu nurtem powrtonym, przekraczajac granicę wracała na rodzinne Kurpie, do wiosek nad Narwią czy nawet Wisłą. Wracali pod rodzinne strzechy aby z gotówką zaoszczędzoną przetrwać zimę, do następnego wyjazdu na wiosenne roboty u Niemców, za północnym kordonem.
Pisz w latach 1930-tych
Od czasów niepamiętnych, ktokolwiek na wiosnę lub jesienią rozejrzał się uważniej w Prusach Wschodnich na poczekalniach dworców kolejowych, w przedsionkach urzędów policyjnych i sądów, po wnętrzach katolickich kościołów – dojrzał tam nieodmiennie gromadkę zalęknionych ludzi, jaskrawo się różniących od ogółu pruskiej ludności. Byli to mężczyźni w butach z cholewami, w szarych kapotach i granatowych maciejówkach na glowie oraz dziewczęta i kobiety, nieraz bose z długimi włosami zaplecionymi w sposob zupelnie niemodny. A dojrzawszy tych ludzi, dojrzał też nieodmiennie w pobliżu złe, wykrzywione drwiną twarze ludzi miejscowych i dosłyszał brutalne, pruskie wymyślania i szydercze, okrutne przedrzeźnianie. Dosłyszał też niekiedy świst kamienia i często cichy, zalękniony płacz dziewcząt z tej obcej gromadki. Polscy sezonowi robotnicy jadą na roboty lub wracają z nich. Człowiek jawnie deklarujący się na Mazurach jako Polak naraża się na straty materialne, nieraz na guzy i rany lub niebezpieczeństwo utraty życia. (…) Tak to ruch polski na Mazurach zdobywa sobie męczenników.
Pomnik Melchiora Wańkowicza i dożynki w Piszu.
Ciągłe rozjazdy w poszukiwaniu pracy powodowały też ogrom krzywdy moralnej. Przez te wędrówki życie robotników polskich ulegało całkowitemu rozbiciu. Małżeństwa co rok rozstawały się na kilka miesięcy. Niedoświadczona młodzież, pozbawiona opieki udawała się do obcego kraju, gdzie traktowano ją jak bydło robocze, zupełnie nie troszcząc się o jej dobro moralne. Nic dziwnego, wiele dziewcząt nie zostało matkami a podwójne i potrójne konkubinaty były zjawiskiem nierzadkim. A wśród Niemców ta rzesza wychodźców zdobyła sobie opinię zdezorganizowanej społecznie i moralnie. Jednak niesłusznie. Wzajemna pomoc, którą sobie wychodźcy okazują ratujac się przed poniewierką i rozpaczliwą nędzą, świadczy mimo wszystko dobrze o ich społecznych instynktach.
W Piszu zorganizowano “Festyn Ludowy – 1970” na którym Melchior Wańkowicz podpisywał swoje książki. Losy Polaków na przedwojennych Mazurach opisał w znakomitym reportażu p.t. Na tropach Smętka. Poszukiwany był przez gestapo i gdyby nie wyjechał z Polski to wiadomo czym to by się skończyło. Zdjęcie na prawej stronie – pomnik Michała Kajki w Ełku.
Mówiąc o akcji polskiej na Mazurach, niepodobna pominąć niezwykle wzruszającego faktu – oddźwięku, jaki zdobyli sobie tam “Krzyżacy” Sienkiewicza. Powieść czytana była w niezliczonych chatach mazurskich, czytana w audytoriach dla nieumiejących czytać po polsku i zalewających się łzami słuchaczy. Gdy ukazywała się odcinkami w “Mazurze”, lud czekał z tchem zapartym na ukazanie się następnego numeru. W listach do redakcji biło wzdruszenie, zachwyt i ukojenie pięknęm powieści.
.
.
Polski ruch na Mazurach
Placówką polskości jest gazeta “Mazur” ukazująca się w Szczytnie, dwa razy w tygodniu. Publikuje ona w odcinkach powieść “Krzyżacy” Sienkiewicza i kalendarze rozchodzące się w tysiącach egzemplarzy. Wokół pisma skupiła się garstka współpracowników-samouków, wyrosłych spod mazurskich strzech. Nestorem ich jest sędziwy wierszopis ludowy – Michał Kajka, chłop-gospodarz z Ogródka pod Ełkiem. Zasięg “Mazura” jest wąski ale za to głęboki, a poczytność znaczna bo każdy egzemplarz idzie po kryjomu z chaty do chaty a czytany jest przez hitlerowców, komunistów, nawet przez pozornie zgermanizowanych półinteligentów. Wieloletni posiew tego pisma jest niewątpliwie owocny.
.
Ełk : 1. Mazurski Zespół Pieśni i Tańca; 2. Nowe dzielnice; 3. Tradycyjne potańcówki nad rzeką.
.
PS: Czy dowiedzieliście się czegoś nowego z tego artykułu? Czytaliście na wstępie jak trudno było wydrukować tę książkę przed wojną, więc Autor wydał ją własnym kosztem. Niedawno ukazało się wydanie krajowe i może uda się Wam je znajeźć w księgarni lub antykwariacie.
A teraz kilka refleksji po przeczytaniu książki i bardzo skróconym jej opracowaniu. Nie byłoby Polski na tych ziemiach, nie byłoby szkół, polskich kościołów, ośrodków kultury ani tańców na otwartym powietrzu, jak to się odbywa nad rzeką Ełk. Podczas wojny prawie każda polska rodzina utraciła kilka bliskich osób. Wielu z nas nigdy by się nie narodziło gdyby nie operacja mazowiecko-mazurska, zwana też operacją wschodniopruską. Aby te ziemie wyzwolić od hitlerowskich Niemiec, od stycznia do marca 1945 roku w kolejnych bitwach poległo lub zaginęło więcej niż 126 tysięcy żołnierzy z II-go i III-go Frontu Białoruskiego. Ponad 458 tysięcy pozostało rannych lub chorych. Nikomu o tym nie mówcie, bo powiedzą, że jesteście ruskimi agentami. Przecież mówi się oficjalnie, że ci co szli na Berlin to nic innego nie robili poza gwałtami, rabunkiem i paleniem pięknych niemieckich budynków. Jeśli ginęli to ich wina, a zresztą kto wie: może sami sie pozabijali? To wszystko było niepotrzebne, przecież sami byśmy się wyzwolii. Mazury upodobał sobie nie tylko Hitler, swoje kwatery i pałace mieli tu Himmler, Göring, Ribbentrop oraz inni dobroczyńcy Europy. Pojawiają się już coraz śmielsze głosy o tym, jakie wspaniałe było życie gdy rządzili tu Niemcy. Oni nie byli barbarzyńcami – nie zabijali, nie bombardowali miast i nie zakładali “polskich” obozów koncentracyjnych. Biedne, godne współczucia ofiary wojny… Teraz obce agentury działają już otwarcie, bez masek. O tempora, o mores!
__________________