Kultura dialogu (Cz. 2)
____________
V. Piąty krok to szanowanie odmienności. W miarę jak poznajemy bliźniego, odkrywamy odmienność jego i naszych poglądów, które nas od siebie oddalają. Wtedy nie rzadko chcemy go pozyskać starając się przekonać go, by myślał tak samo jak my. Taki sposób postępowania prowadzi nie do zbliżenia się, lecz do usztywnienia stanowisk, do dyskusji /dysputy? a nawet do walki o swoje lepsze. Nikt nie chce być tu przegranym. W takiej atmosferze, to co nas różni – zaczyna nas dzielić. Również kiedy jesteśmy przekonani, że to my mamy rację, niekoniecznie musi tak być, że drugi tej racji nie ma. Jest przecież możliwe, że różnice między nami wynikają tylko z innego punktu widzenia. Wtedy może się okazać, że to obie strony mają rację. Teraz, gdy patrzycie na moją ręke, dla mnie ona jest po prawej stronie, a u was jest na stronie lewej. I wy i ja mamy rację. Nie znaczy to, że odmienne poglądy należy zawsze przyjmować. Że trzeba zawsze potakiwać. Nie chodzi o to by je przyjmować ale o to, by je szanować. Wtedy odmienność nie stanowi przeszkody dla prowadzenia dialogu. Czasem może nawet nas wzbogacić.
____________
VI. Szósty krok to wierność własnej tożsamości. Prowadząc dialog, trzeba również jasno powiedzieć co myślimy, w co wierzymy. Po wysłuchaniu drugiego i podkreśleniu tego co nas łączy, dojdziemy do momentu, w którym możemy, a nawet powinniśmy wyrazić swoje zdanie dotyczące również tego, w czym jesteśmy odmienni. Dobrze i korzystnie będzie, gdy uczynimy to z prostotą i pokorą ale szczerze i odważnie, opowiadając może jakieś doświadczenie z własnego życia, które potwierdzi nasze przekonania. Wtedy nasza mowa nie jest teoretyzowaniem na dany temat, lecz staje się świadectwem, co jest dużo bardziej budujące oraz przekonywujące.
____________
VII. Siodmy krok to przestrzeganie granicy dialogu. Dialog ma na celu szukanie dobra i prawdy. Dlatego polem, na którym dialog może mieć miejsce, jest wszystko to co dotyczy dobra i prawdy. Istnieje więc jedna nieprzekraczalna granica w prowadzenia dialogu. Jest nią granica zła i kłamstwa. Jeśli ktoś w imieniu dialogu wymaga od nas zgody na zło i kłamstwo, nie możemy się z nim zgodzić. To granica nieprzekraczalna. Dialog więc nie zawsze jest możliwy. Wymaga on bowiem dobrej woli i chęci zrozumienia tego, co jest w drugim człowieku. Tam, gdzie jedna strona chce być z zasady zawsze przeciwna, dialog jest niemożliwy. Dzisiaj na przykład w Europie mniejszość chce demontować fundamenty kultury chrześcijańskiej i narzucić całemu społeczeństwu, również w Polsce, kulturę laicką. Lansuje się sposób myślenia i postępowania, ktory nie szanuje podstawowych praw człowieka, prawa naturalnego i prawa Bożego. Czyni to między innymi relatywizując między innymi prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, znaczenie biologiczne płci oraz małżeństwo jako trwały związek mężczyzny i kobiety. Tutaj musimy być uważni, ponieważ – by dobrze rozumieć istotę dialogu – dialog to nie mieszanina – trochę ducha chrześcijańskiego i trochę ducha tego świata. To nie jest dialog, to kompromis. W imię dialogu nie możemy akceptować sposobu myślenia i postępowania, który odrzuca prawa Boże i prawa naturalne. Jako chrześcijanie poninniśmy natomiast angażować się, by prawa Boże i prawa natury były szanowane nie tylko przez jednostki, lecz przez całe spoleczeństwo.
KONKLUZJA
Budowanie dialogu wymaga miłości i poświęcenia, wierności Bogu oraz gotowości na sprzeciw wobec ducha tego świata. Droga do dialogu jest drogą pod górę i często płynięciem pod prąd. Aby ją podjąć, potrzebne jest przejście od zamknięcia do otwartości, od mówienia do słuchania, od obrony własnych racji do rozpoznawania oraz czasem przyjmowania racji drugiego. Dlatego wymaga gotowości i dobrej woli w zrozumieniu drugiego człowieka. Na drodze do prowadzenia dialogu Bóg podarował nam wspaniały wzór. Tym wzorem jest Maryja, bo Jej cnoty – pokora, czystość, cierpliwość, wytrwałość – są bardzo istotne, by dialog mógł być prowadzony. Naśladujmy jej czystośc i pokorę, bo człowiek dialogu nie narzuca się, lecz stara się służyć. Potrzebna jest cierpliwość i wytrwałość, bo nie możemy oczekiwać, że nasze starania by podjąć i prowadzić dialog, przyniosą naychmistowe owoce. Na owoce dialogu trzeba często cierpiwie czekać i dla nich wytrwale pracować. Zawsze jednak warto starać się o dialog, bo wtedy w miejsce wielu murów, ktore dzielą – budujemy tak potrzebne dzisiaj mosty między ludźmi i między grupami społecznymi. I tak dajemy nasz wkład, aby ludzkości stawała się coraz bardziej rodziną według planu Bożego a świat – lepszym dla nowych pokoleń. Nawiązywać i rozwijać dialog między ludźmi – powiem Wam – że jest to najważniejsze i najpiękniejsze zadanie jakie możemy w życiu realizować. Dziękuję za uwagę.
*
Teraz Roberto Saltini opowie o swojej wielkiej życiowej przygodzie. “Zostałem lekarzem. Był początek lat sześćdziesiątych. Trwał Sobór Watykański II. Uczestniczyli w nim także biskupi z NRD, którzy prosili o pomoc. W Niemczech Wschodnich szpitale były zagrożone zamknięciem z braku lekarzy. Wtedy Chiara Lubich zwróciła się do lekarzy, członków Ruchu Focolari, aby przeprowadzili się do NRD. To był szalony krok, bo wszystkie ruchy w tamtym kraju były nielegalne. Nikt, kto miał zdrowy rozsądek, nie chciał tam pojechać. Wiedzieliśmy, że każdego dnia możemy zostać aresztowani.” Decydując się na wyjazd, musiał pozostawić wszystko: rodziców, dom, perspektywę zawodowej kariery i zarobienia sporych pieniędzy. Ale młodość to fantazja i odwaga w podejmowaniu ryzyka. Przeniósł się więc z kilkoma fokolarynami do NRD.
“Będąc lekarzami, zostaliśmy w NRD dobrze przyjęci, ale jako Ruch Focolari byliśmy nielegalni. Zadawaliśmy sobie pytanie, jak mamy postępować? Czy lęk nie spowoduje, że będziemy się kryć i przestaniemy wypełniać naszą misję? Wtedy pomyśleliśmy, że nie powinniśmy się tym martwić, lecz tylko starać się miłować Chrystusa w każdym bliźnim, nie zadając sobie pytania, czy to jest katolik, funkcjonariusz Stasi, komunista czy ewangelik. Zresztą, mawiałem wtedy, że jeśli nawet wtrącą mnie do więzienia to nie powinieniem się bać, bo moim więzieniem stał się już szpital. Wraz z dr. Giuseppe Santanche założyliśmy w Lipsku nowoczesny oddział anestezjologiczny, który działa tam do dziś. Będąc tylko we dwóch musieliśmy zapewnić całodobowy dyżur na oddziale. Oznaczało to oprócz codziennej pracy 15 dyżurów nocnych w miesiącu.
Jako Ruch rozwijaliśmy swoją działalność coraz bardziej i nigdy nie mieliśmy żadnego przesłuchania. Myśleliśmy, że służby bezpieczeństwa chyba nic nie wiedzą. Doszło do tego, że w 1977 r. w katedrze w Magdeburgu prowadziliśmy nasze rekolekcje Mariapoli dla tysiąca osób. I nic, żadnego wezwania. Czasem przyjeżdżały na nie nawet osoby z Polski i Czechosłowacji. Było to w żeńskim domu fokolarynów. One prosiły nas, żeby nie parkować samochodów przed domem parafialnym, bo te wszystkie różne rejestracje po prostu zwracają na siebie uwagę. Dlatego parkowaliśmy dwie, trzy ulice dalej i przychodziliśmy na piechotę. Jednego dnia przyszli dwaj agenci z tajnych i powiedzieli: „Niech ci ludzie parkują samochody tutaj. Gdy robią inaczej, to utrudniają nam życie, bo musimy to wszystko sprawdzać. Niech parkują tu, a wszystkim będzie łatwiej!”.
Zrozumieliśmy, że wiedzą wszystko. Nie pojmowaliśmy jednak, dlaczego w takim razie nic nam nie robią. Odpowiedź poznaliśmy dopiero po upadku komunizmu, kiedy mogliśmy obejrzeć akta Stasi na nasz temat. Znaleźliśmy np. dokumenty z 1965 r. Odbywaliśmy wtedy pierwsze podróże do Pragi. W aktach znaleźliśmy korespondencję czechosłowackich służb bezpieczeństwa, które ostrzegały Stasi, że jesteśmy fokolarinami i że przyjechaliśmy wspierać Kościół katolicki. Rok później Stasi odpowiedziało tym służbom: „Sprawdziliśmy ich są fokolarinami i działają na rzecz Kościoła katolickiego. Ale wykonują bardzo cenną pracę w szpitalu, a tam gdzie się znajdują, rozszerzają atmosferę życzliwości i miłosierdzia. Dlatego nie widzimy powodów, żeby ich wydalić z kraju”.
Byliśmy pod stałą obserwacją Stasi, czyli tajnych służb NRD, a kiedy w 1992 roku ich archiwa zostają opublikowane, można wyczytać w nich podziw tajnej policji: „dla tych chrześcijan, którzy wyróżniają się życzliwością, optymizmem, zaufaniem i miłosierdziem”. Nasz styl życia był dla nich do przyjęcia. Zrozumieliśmy, że największą ostrożnością nie jest krycie się, ale miłowanie. Bo ludzie, którzy czują się kochani, nie boją się. To fascynujące doświadczenie sprawiło, że duchowość jedności przenikała do różnych punktów bloku socjalistycznego: od Polski po Węgry, do Czechosłowacji, potem do ZSRR, aż po Syberię i Mongolię.
________________