Uroda miesięcy – STYCZEŃ

Uroda miesięcy – STYCZEŃ

Zofia Stryjeńska – Cztery pory roku

Urodę poszczególnych miesięcy zaczęlismy przypominać cytując fragmentami ksiażkę “Rok polski” a było to w roku ubiegłym. Był maj a nie styczeń, jednak nie chcieliśmy czekać do stycznia (aby ten pomysł nie wywietrzał, zanim będzie realizowany). Zatem cykl zakończymy nie w grudniu, tylko w kwietniu. “Obyczaj i wiara” to podtytuł, który tej książce nadała Zofiia Kossak. Pisała ją z tęsknoty za Polską, podczas 12-letniego pobytu na farmie w angielskiej Kornwalii. Ulegając poetyckiemu nastrojwi poszczególnych rozdziałów, dołączamy ilustracje wykonane przez autorki imienniczkę – Zofię Stryjeńską. Obie rozmiłowane były w tradycji narodowej i w polskim floklorze.

*

Zofia Kossak – ROK POLSKI

Rok złożony z trzystu sześćdziesięciu kilku dni stanowi miarę czasu przyjętą prze ludzkość i narzuconą ruchem ziemi. Cykl roczny podzielony jest na 12 części odmierzanych starannie przez księżyc, zwany kiedyś “miesiącem”. Pamiętamy to z rymowanej sielanki Franciszka Karpińskiego (1741-1825) “Laura i Filon” i jej muzycznej wersji prezentowanej chyba na wszystkich kontynentach przez zespół Mazowsze :

Już miesiąc zaszedł, psy się uśpiły
i coś tam klaszcze za borem.
Pewnie mnie czeka mój Filon miły
pod umówionym jaworem.

,

Polska mowa należy do wyjątków, które nie pozwoliły narzucić sobie łacińskich nazw miesięcy. Jak Styczeń styka się z czymś, tak Lipiec pachnie miodem, Sierpień dzwoni sierpem i pozostałe miesiące powiązane są z pracą na roli, z odwiecznym rytmem ziemi.

.

Sanna – mal. Alfred Wierusz-Kowalski (1849-1915)

Narodziny czasu

Przyczyna, dla której styczeń nazywa się styczniem, nie została dotychczas odnaleziona. Mówiono niegdyś, iż miesiąc otrzymał to miano od styku, zetknięcia się starego i nowego roku. Potem przypuszczano, że styczeń pochodzi od tyczenia wiechami dróg zawianych śniegiem. Ale w czasach gdy szczepy słowiańskie dawały nazwy miesiącom, zamieszkałe przez nie ziemie pokrywał przeważnie las. Któż zresztą w owym czasie wyruszał zimą z osiedla? A styczeń został.

Mówimy: noc sylwestrowa, bal sylwestrowy, idę na sylwestra, powitanie nowego roku o północy sylwestrowej. Skąd się to wzięło?

Nie wiemy, co znaczy styczeń, za to wiemy, dlaczego obchodzimy uroczyście Sylwestra. Stare przepowiednie, zwane proroctwami Sybilli, określały rok tysięczny jako datę końca świata. Apokalipsa, pojmowana zbyt dosłownie, zdawała się je potwierdzać. W miarę jak nadchodził koniec roku 999-tego, przerażenie rosło. Zbiorowa psychoza, zwana przez historyków kryzysem milenium. Lecz o północy 31 grudnia, gdy poczęły bić wszystkie dzwony w Rzymie, Lewiatan nie wyrwał się z lochu, niebo nie gorzało. Na balkonie pałacu laterańskiego oświetlony pochodniami ukazał się papież Sylwester II (946-1003), błogosławiąc światu i miastu na nowe, długie wieki. Odprężenie, ulga, radość, równie silne jak przedtem obawa, upamiętniły tę pierwszą noc sylwestrową. Życie, które miało zgasnąć, a zostało darowane, czas, który miał sczeznąć, a trwał nadal, zdały się czarodziejsko piękne, przynosząc samo dobro.

Sylwester II – pierwszy papież z Francji. Po wiekach mówiono, że był to geniusz na tronie papieskim. Był prawdopodobnie największym matematykiem swej epoki, wprowadził dziesiętny system, posługiwał się liczydłem …

W chwilach wolnych Sylwester II zajmował się budowaniem nowej machiny, którą nazwano później zegarem – takim jaki jest nam znany do dzisiaj. Co prawda od wieków znano już na Wschodzie czasomierze – klepsydry o skomplikowanej budowie, których motorem była woda albo ogień. Lecz zegar uczonego papieża posiadał wahadło i wagi, a choć ruchoma tarcza krążyła wokół nieruchomej wskazówki, mechanizm był zasadniczo ten sam co naszych starych zegarów. Czas odzyskany, darowany, stawał się czasem mierzonym.

.

Dotychczas był bogatym, hojnym panem, udzielającym się obficie każdemu. Nikomu czasu nie brakowało. Dzielono dobę na jutrznię, południe, zmierzch, północ i ten podział zupełnie wystarczał. Od dnia wynalazku Sylwestrowego czas począł z każdym wiekiem przyspieszać kroku, dzielić się na cząstki coraz to drobniejsze, aż z błogosławionego daru Bożego stał się tym, czym jest dzisiaj: tyranem skąpym, wiecznie niecierpliwym, gnającym ludzi bez odpoczynku od kołyski aż do śmierci.

.

.

Odblask Bożego Narodzenia pada na styczeń, wprzęgając go w radość wigilijną. Niecodzienne postacie zaludniają polską wieś w tym okresie. Najpierw kolędnicy – gwiazdorze. Małe chłopaki z gwiazdą migocącą z daleka między ośnieżonymi opłotkami. Za gwiazdorzami nadchodzą starsi kolędnicy z turoniem czy kozą. Turoń, koza. Śmieszne poczwary wypełzłe z przeszłości tak starożytnej, że aż dech zapiera. Zdaniem kronikarzy, ostatnie tury wybito w Polsce w XVI wieku ale wieś polska pamiętała tura nie jako rzadką zwierzynę łowów królewskich, lecz z czasów, gdy groźny czarny byk był zjawiskiem częstym, powszechnie znanym, plagą zasiewów i stad. Któż dziś wytłumaczy, dlaczego lnianowłosy wyrostek mazurski wciąga na głowę pokraczny rogaty łeb, wdziewa kożuch wywrócony kudłami do góry i rycząc nieludzko straszy dzieci?

Szopki polityczne, szopki literackie przesłoniły w naszej pamięci autentyczną, naiwną szopkę ludową. Możliwości kukiełkowe czyniły ją bogatszą w treści od „herodów”. Widzowie oglądali Najświętszą Rodzinę w stajence, pasterzy, aniołów i ucieczkę do Egiptu. Między sceny religijne wsunięte bywały wkładki o treści frywolnej. „Za górami, za lasami, tańcowała Małgorzatka z huzarami.”

Mróz bierze na noc i śnieg chrupie raźno pod nogami kolędników. Mali biegną naprzód, by przyjść pierwsi. Powłóczyste szaty „herodów”, dbałość o papierowe skrzydła nie pozwalają trupie prześcigać się z pędrakami. Opodal turoń czerni się na śniegu dziwacznie potwornym kształtem. Kundle wsiowe aż zachrypły od ujadania zza płotów. Gospodynie krają zawczasu placki i szperkę, a nieprzytomne z uciechy dzieci piszczą przeraźliwie, niby bojąc się okropnie. Wesołe korowody trwają do Trzech Króli włącznie. Święto 6 stycznia zwie się właściwie Epifanią, co znaczy Objawienie Zbawiciela świata.

Hołd Trzech Króli – mal. Henry Siddons Mowbray (1858-1928)

Mesjasz przyszedł na świat nie tylko dla narodu wybranego, ale dla całej ludzkości. Epifania oznacza uniwersalizm chrześcijański narodzony u progu Stajenki. W tym dniu kmieć polski pisze święconą kredą na domu inicjały Trzech Króli: K+ M + B – przedzielone krzyżykami. Kacper, Melchior, Baltazar. Niewprawną, spracowaną ręką nakreślone litery będą przez cały rok chronić obejście od szkody. Na równi z poświęconymi w czasie sumy szczyptami kadzidła i mirry, z gromnicą, palmą i wodą święconą stanowią dzielną obronę przeciw wszelkiemu złu, linę łączącą chatę bezpośrednio z niebem. Równocześnie z Epifanią, jako jej wspaniałe dopełnienie, Kościół obchodzi pamiątkę chrztu Chrystusa Pana w Jordanie. Nadchodzi czas, gdy Głos zabrzmi z wysokości: „Ten-ci jest Syn mój miły, w którym sobie upodobałem” – przytwierdzając hołd złożony przez królów-mędrców.

.

Huculskie świeto Jordanu – mal. Teodor Axentowicz (1858-1938)

Święto “Jordanu” obchodzono uroczyście i malowniczo w regionach wschodniej Polski. Na zamarzniętej tafli jeziora czy stawu rąbano szeroką przerębel. Wydobyte bryły lodu służyły do budowy ołtarza, migoczącego w słońcu, jakby był z kryształu, przystrojonego zielenią świerczyny. Gdy kapłan prawosławny poświęci wodę, jeden parobek, drugi, trzeci, szósty i dziesiąty zrzucają odzienie, wyskakują z butów i – buch! do przerębli. Pluska lodowata woda. Każdy z zuchów zanurza się trzy razy z głową, po czym czerwony niby rak, dymiący jak zgoniony koń, wyłazi na lód, narzuca kożuch na gołe ciało, wzuwa buty i – hajda, pędem do chaty. Baby poczynają chichotać, dziewczęta, niby to zawstydzone, zasłaniają twarze, lecz spod zapasek ciekawie zerkają.

Za mokrym mołodcem zadowolona Frasyna czy Paraska, matka lub żona, zbiera resztę odzienia i biegnie, by junakowi, leżącemu już na piecu, podać kwaterkę gorzałki. Teraz starsi gospodarze, zachęceni przykładem młodych, skaczą również w przerębel, rozumiejąc, iż tą kąpielą osiągają cel podwójny: uczczenie Chrystusa Pana i zapewnienie sobie na rok zdrowia. O zmroku cała wieś podolska czy wołyńska trzęsła się od śpiewów, pohukiwań czy radosnej wrzawy. Radość częstokroć zmieniała się w kłótnię. Nazajutrz rano mawiano z uznaniem, że udał się „Jordan”, bo tylu a tylu miało łby rozbite. (W latach późniejszych te bójki, nasączone nienawiścią przez szatańską ideologię nazistów, zmieniły się w ludobójstwo).

Madonna rybaków (i zimowy sztorm na morzu) – obraz Zofii Stryjeńskiej

Uroczystość Trzech Króli zamyka okres Godów. Stroje „herodów” wędrują do skrzyni. Na dno skrzyni świadomości odchodzi również opowieść o cudownej Nocy, gdy wilk jagnięciu był bratem. Uciecha trwa nadal, lecz zupełnie inna. Hulaszcza, ziemska. Zapusty. Świeżo rozpoczęty rok nie zdążył jeszcze przysporzyć rozczarowań i chodzi w glorii bogatych obietnic. Co się dotychczas nie udawało, uda się niechybnie w tym roku, właśnie w tym dobrym, szczęśliwym Nowym Roku… Wrócą do kraju wygnańcy, odnajdą się zaginieni… Gwiazdy na niebie mrugają, stroją przyszłość w blaski tęczy (tej prawdziwej, nie splugawionej grzechem nieczystości). Zbywając z pamięci groźby straszliwsze od Lewiatana, wiszące nad światem, ludzie cieszą się i przewidują, że wszystko pójdzie po ich myśli, a równocześnie czas przemija nieubłaganie, czas mierzony zegarami papieża Sylwestra II.

_______________

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Translate »